Igrzyska
Miałem publikować w mediach społecznościowych, ale na samą myśl o kolejnej dyskusji w komentarzach machnąłem ręką i wybrałem tę formę.
Może chwilę o ostatnich, kulturowych wojnach - wiecie, ceremonia otwarcia igrzysk, kontrowersje dookoła wierszy Papuszy i kwestii zmian w języku. Mnie to interesuje raczej łącznie niż oddzielnie.
Nie włączałem się, bo ostatnio jestem zmęczony dramami, ale dziś jest dzień wolny, więc może dorzucę jedno spojrzenie do stosiku. Moje badania nad nowymi zjawiskami literackimi w kulturze cyfrowej sprawiły, że nieco inne rzeczy ciekawią mnie we wszystkich tych niedawnych sporach - od razu ostrzegam, post jest niszowy i niepotrzebny. Jak macie coś lepszego do roboty, to rzućcie czytanie już tutaj.
Przede wszystkim warto jasno stwierdzić, że mamy konflikt wartości. Zawsze jakiś jest. Gdyby wszyscy ludzie na świecie (lub w regionie) należeli do jakiejś jednej religii to dalej by był, bo tego uczy nas studiowanie przeszłości, że takie konflikty są częścią tworzenia kultury, która ostatecznie konstruuje się z mnóstwa norm estetycznych i moralnych, a rolą kultury jest je konfrontować, układać i popularyzować. Zarzucanie jakiemuś dziełu kultury, że propaguje jakieś wartości to jak mówić, że woda w temperaturze pokojowej jest w stanie ciekłym.
Druga sprawa to tradycja: ponieważ zajmowałem się przez jakiś czas intertekstualnością, po wielu przemęczonych na to godzinach zorientowałem się, że jest to raczej sztuka zgadywania niż poważna nauka. Interpretacje mogą być tutaj tak swobodne, nawet przy olbrzymiej erudycji, a możliwość pomyłki lub dołożenia sensu jest tak duża, że w pewnej chwili postanowiłem po prostu przestać patrzeć w ten sposób, stwierdzając, że nie przynosi to żadnych, powtarzalnych rezultatów.
Teraz kluczowa kwestia perspektywy: myślę, że na potrzeby humanistyki trzeba po prostu założyć, że nie istnieje żadna perspektywa poza teraźniejszą. Przeszłość jest zestawem artefaktów, które po niej pozostały, przyszłości jeszcze nie ma. Wszelkie badanie przeszłości to rzucanie współczesnej perspektywy na przeszłość - domyślamy się jak być mogło i liczymy, że prawdopodobieństwo załatwi sprawę. Z kolei nie wyobrażam sobie patrzenia na przyszłość innego niż z teraźniejszymi założeniami, a więc z mnóstwem ukrytych w naszym światopoglądzie norm i założeń.
Kolejna sprawa to sprawczość: mam silne poczucie, że to nie geniusze kształtują kulturę, ale że dzieje się ona właśnie w naszych interakcjach z dziełami.
I wreszcie kwestia dystrybucji i władzy: cokolwiek powtarzamy, utrwala się, aż wreszcie tworzy przekonania, więc czy to media społecznościowe czy telewizja czy igrzyska - opłaca się walczyć o uwagę. Opłaca się wszystkim, którzy są zainteresowani jakąś wartością lub jej zmianami.
Jeśli chrześcijanie widzą renesansową „Ostatnią Wieczerzę” na igrzyskach, które same wywodzą się z tradycji greckiej (z której czerpał też przecież renesans) to dlatego, że obraz ten jest wykuty w naszej pamięci przez podręczniki, programy, filmy, setki nawiązań i przekształceń. Jednocześnie dziwnie by było nie wspomnieć, że sam ten obraz jest wiązką nawiązań do tradycji chrześcijańskich i mitologicznych jednocześnie. Natomiast warto też zauważyć, że wszelkie uczty bogów i tradycje mitologiczne współczesnych twórców mogą nas interesować zupełnie bez kontekstu chrześcijańskiego.
Drugi spór: Jeśli Babiarz widzi komunizm w „Imagine”, to zapewne dlatego, że ma światopogląd, w którym prezentowane przez Lenona obrazy nazywa się pejoratywnie komunizmem. Jednocześnie przypomina mi się ten mem z obrazkiem z Simpsonów: na jednym obrazku przeciwnik Barta wiesza plakat „A Vote For Bart is a Vote for Anarchy!”, na drugim obrazku Bart wiesza plakat „A Vote For Bart is a Vote for Anarchy!”. Ludzie pejoratywnie oceniają to, czemu się sprzeciwiają. Kultura francuska budowana jest w tak różny sposób od tego, co mamy w Polsce, że spięcia i fascynacje nią są rozsiane po wielu wiekach naszej tradycji. Jednocześnie jest cały, wielki front obrzydzania rewolucji francuskiej i francuskiego laicyzmu, który dystrybuowany jest i był regularnie wśród międzynarodówki konserwatystów.
Sprawa kolejna: Czemu włączam tu też kwestie Papuszy? Papusza interesuje mnie dużo bardziej od Ficowskiego - nie będę udawał erudyty, który miał czas i chęć się akurat tym polskim intelektualistą bardziej zainteresować. Natomiast bardzo interesuje mnie czy Ficowski przypadkiem nie docinał tego, co u Papuszy było elementami kultury oralnej, która interesuje mnie bardzo i coraz bardziej. Opozycja falsyfikat/redakcja jest kolejną osią normatywną - walką o tradycje intelektualne i podejście do przeszłości. Nie jestem psychologiem - nie będę się zastanawiał czy Ficowski uważał, że jest lepszy od poetki czy może bał się jak jej utwory zostaną potraktowane, jeśli ich nie dostosuje do ówczesnej, mocno opartej o zasady literatury drukowanej normy.
I wreszcie sprawa z prof. Bralczykiem: jak byłem w gimnazjum, to była dyskusja o tym czy młodzież ma jakieś autorytety. Teraz widzę, że dorośli też mocno autorytetów potrzebują. A że telewizja te autorytety produkowała i sprzedawała chętnie, to niektóre osoby wypracowały olbrzymi wpływ na społeczeństwo. Bralczyka medioznawczo można położyć na jednej półce z Robertem Makłowiczem.
Ostatecznie mamy tu zestaw starych, dobrych wojen o symbole: konserwatyści nigdy nie lubili przesłania „Imagine”, chrześcijaństwo odkąd pamiętam (a wychowywałem się w nim) buduje tożsamość na kwestii prześladowań, a laickość i progresywność olbrzymiej części Francji stawia ją dużo bliżej kontekstów mitologicznych niż chrześcijańskich. Z kolei kwestie językowych norm też trzymają się z jednej strony na uzusie, z drugiej na jakiś próbach narzucania norm czy deontonomizmach. Ekspert jest figurą medialną, a autorytet próbuje powielać siebie samego. Myślę, że można założyć z kolei, że Papusza dla społeczności romskiej jest takim samym symbolem jak dla nas Mickiewicz.
Mamy tu do czynienia z kulturowymi ogniskami, które stają się istotne właśnie przez to, że skupia się na nich nasza uwaga. Bardzo chciałbym powiedzieć, że nasza uwaga powinna być bardziej skupiona na Ukrainie i Palestynie, ale to tak nie działa - to tylko moje przekonania.
Takie dyskusje nie znikną, bo one nie są błędami w kulturze, ale raczej jej motorami napędowymi. Po co więc cały ten meta komentarz? Czy chcę się postawić poza tym wszystkim? Nie ma żadnego poza.
Chcę po prostu powiedzieć, że z punktu widzenia współczesnej humanistyki sam mechanizm działania takich sporów i ich propagacji jest rzeczą niezwykle ciekawą. Mapowanie tych sporów może dać nam wiele zrozumienia. A ponieważ spory takie dotyczą wielu grup społecznych ( z których na części stosowana jest przemoc realna i symboliczna), ostatecznie są to spory kulturowo niezwykle istotne.
Nie unikniemy takich sporów, ale możemy rozmawiać o tym w jakich warunkach i na jakich zasadach prowadzimy debatę publiczną. Jeśli ktoś myśli, że warunki naszej debaty publicznej są takie, jakie były 20 czy nawet 10 lat temu, to spieszę powiedzieć, że zasady diametralnie się zmieniły. Stan globalizacji świata, tempa odpowiedzi czy reakcji oraz władzy nad kanałami komunikacji wygląda zupełnie inaczej. W tej sprywatyzowanej przestrzeni publicznej, jaką są media społecznościowe i w tej debacie telewizyjnej, która ciągle jest ważnym medium, mówienie o bańkach nic już nie wyjaśnia.
W tych kontekstach wszyscy jesteśmy hybrydami złożonymi z różnych poglądów i z innym rozłożeniem akcentów. I warto, żebyśmy to próbowali zrozumieć, zanim wybierzemy własne walki. Kontekst kulturowy dla każdej osoby będzie zupełnie inny, a my ciągle zastanawiamy się co z tradycji zachowamy, co zmienimy, a co zapomnimy lub odrzucimy. Nie ma powrotu do przeszłości, są tylko powroty do jej strzępków i nieustanne składanie tych puzzli na nowo.
Wiem, że w krótkim terminie dużo ważniejsze jest ustalenie tego, co jest słuszne, a co podłe. Natomiast mnie bardzo ciekawią żmudniejsze analizy, które nastąpią później.
Osobiście dodam jeszcze, że jestem zafascynowany kulturą drag, która naprawdę potrafi być interesująca. W ogóle współczesna kultura jest niezwykle ciekawa i pełna dzieł i arcydzieł - jest o czym debatować i czym się zachwycać.
Co do wszelkich, wielkich i pompatycznych przedstawień mam ten problem, że popkulturowy kontekst Igrzysk Śmierci psuje mi je strasznie w dzisiejszych czasach. Nie chodzi o to, że ich nie oglądam: bo czy jeszcze pamiętacie niedawne mecze Hiszpanów? Ja tak! Jak już mówiłem, nie ma nic poza kulturą, w której żyjemy i nie będziemy lepsi niż to, co sami wypracowaliśmy. Gdyby stwierdzenie tego co jest słuszne było proste nie wpadalibyśmy w uproszczenia.
Do jednego zachęcam: na kulturę patrzmy uczciwie, czyli współcześnie. Przeszłości nie odtworzymy, przyszłość możemy co najwyżej projektować. Teraz tworzymy jakieś społeczeństwo i zarówno kwestie słuszności jak i warunków debaty tworzymy my.