

Discover more from Notatnik utopijny
Ten tekst całkiem się ludziom podoba, chociaż zwykle nie mieści się na slamach. Wygrałem nim kiedyś Story Slam w Lublinie. Natomiast gdy go pisałem myślałem, że nie będę go za często ludziom pokazywał.
33
To jest wiersz.
Oto ciało tego wiersza.
Ciało tego wiersza składa się z mojej duszy.
Moja dusza składa się z pokrojonych na bardzo drobne kawałki strachów małego dziecka, które nie zdążyło zrozumieć, czego się tak boi, więc na wszelki wypadek nigdy się nie zestarzało.
Tu dochodzimy do kwestii istnienia duszy.
Otóż dusza nie istnieje, choć gdy próbuję powiedzieć, że nie istnieje także dziecko, z którego strachów się składa, to coś mnie jednak blokuje.
Ta blokada ma najprawdopodobniej charakter twórczy.
Moja twórczość składa się z cierpliwie pokrojonych na drobne kawałki cudzych wierszy, najlepiej takich, których autorzy i autorki dostali Nobla lub mieli tragiczne życiorysy.
Od biedy mogą być także wiersze kolegów i koleżanek, bo oni też bardzo się starają o tragiczne życiorysy i Nobla.
Myślę, że blokada twórcza szybko zniknie i będziemy mogli porozmawiać o ciele wiersza, które z braku duszy składa się chwilowo z ciała chłopca.
Otóż chłopiec ten miał to nieszczęście, że otrzymał bardzo solidne, katolickie wychowanie, co sprawiło, że nadal czuje się winny.
Chłopiec właściwie jest winny wszystkiego.
Wojen, głodu, pandemii, czystek etnicznych, prześladowań na kilku – co najmniej – kontynentach i teraz chciałby za nie wszystkich serdecznie przeprosić.
Chłopiec obiecuje, że to już nigdy się nie powtórzy, a z religii w następnym życiu postara się otrzymać ocenę celującą.
Chciałby także serdecznie przeprosić za swoich kolegów, którzy zachowują się w sposób bardzo nieprzyzwoity, wysysając z ziemi surowce jak ścieżkę z karty w kiblu.
A teraz chłopca na chwilę zostawmy, bo ma właśnie kryzys tożsamości.
Wróćmy do ciała wiersza.
Ciało wiersza jest tak delikatne, że jeśli zmienimy w nim jedno słowo,
to cała galaretka wypłynie z niego na podłogę, rozleje się i nie powstrzyma jej ani ta scena, na której stoi chłopiec, ani progi, ani też naprędce sformowany kordon policji.
Galaretka rozleje się po mieście i to miasto będzie całe w żelatynie (wy wiecie, z czego jest żelatyna, bardzo przepraszam, że dodałem ją do ciała wiersza, ale ciało to nie chciało – jak już ustaliliśmy – dorosnąć, co z pewnością możemy zrzucić na chłopca).
Zresztą w tej chwili chłopiec przestał się tak przeraźliwie gapić w próżnię, więc dla pewności możemy go jeszcze spoliczkować, co z pewnością ułatwi mu w przyszłości zbudowanie zdrowych relacji.
Chłopiec w tej chwili, ubrany w śliwkową kurtkę, szykuje się do przepraszania za poszczególnych premierów, prezydentów, ministrów finansów, papieża, dalajlamę, antychrysta, diabła, wszystkich świętych i bodhisattvów.
Chłopiec najbardziej chciałby przeprosić, że istnieje,
ale kurczę, tę sprawę już przerabialiśmy i wspólnie ustaliliśmy, że będzie istniał na złość, do końca i póki mu sił starczy, a jego galaretowate ciało wiersza będzie jeździć za karę z naszą wesołą kompanią, jeździć i rozlewać się, jeździć i rozlewać się, jeździć i rozlewać się, jeździć i rozlewać się, aż w końcu wszystkie miasta i wszystkie wioski, wszystkie festyny, otwarcia wystaw, slamy, juwenalia, koncerty, jam session, inauguracje i mecze zaczną tonąć w ciele wiersza, które jest ciałem chłopca, który nie ma już duszy, żadnych blokad, wiary w ludzi i istoty boskie, żadnej nadziei, wkurwu i trzyma go tylko ciało wiersza, z którego wy teraz bierzcie i jedzcie, bo zaprawdę, powiadam Wam, jest o smaku truskawkowym.