

Discover more from Notatnik utopijny
Koc leżał w cieniu na trawie.
Ja na kocu.
Książka też.
Słońce prażyło. Było lato: lepkie i gorące, ale dziecku na wsi to wtedy mało przeszkadzało.
Czasem to była “Czarodziejska góra”, a wtedy mimo upału owijałem się kocem jak Hans Castorp przed poznaniem Kławdii Chauchat.
Innym razem to był Lem, a ja niemal słyszałem stukot rury, w którą uderzał robot odwzorowujący rozmowy martwej załogi.
Verne - oczywiście, że Verne. Ale też May.
Dzieci nie zastanawiają się czy literatura jest trudna czy łatwa, dobra czy zła.
Pamiętam, że mocno wtedy myślałem, że życie zaczyna się, gdy jest się dorosłym.
Jakie to dziwne, że właśnie teraz przypomina mi się tamten czas jakby tam, w tym miejscu, czas był najprawdziwszy na świecie, a wszystkie inne czasy były tylko jego odbiciem.
We wspomnieniu jest też długi cień gdzieś nade mną, ale póki była książka cień był tylko cieniem.