Tłumienie żałoby
Myślę, że niektórych etapów w życiu nie da się ominąć. I o tym jest dzisiejszy wiersz.
Poniższy wiersz to rejestracja stanu, z którym zmagałem się przez ostatnie tygodnie. Nie potrafiłem o nim mówić, potrzebowałem go przeżyć. Po domknięciu chciałbym zostawić go tutaj Wam, jako przypomnienie, że czasem warto zaufać swojemu ciału i pozwolić mu być nami.
Stosuję podział na zwrotki, ale nie ma podziału na wersy, więc w zależności od ekranu, na którym będziesz czytać ten tekst “rozleje się” dla Ciebie nieco inaczej. To zabieg, który także chciałem umieścić wewnątrz znaczeń.
Tłumienie żałoby
Moje ciało tak pięknie pogrąża się w rozpaczy. Nie ma czasu na życie, więc gra w gry na kanapie, moje ciało się zjada, moje ciało słucha. Moje ciało jest grzeczne i nie ma w nim ducha.
Moje ciało cierpi na fantomowe urazy. Już nie trzyma diety, coraz więcej waży, nie chce nigdzie jechać i na nic nie czeka. Moje ciało już prawie przypomina człowieka.
Moja ciało obco wygląda mi w lustrze (po co są te lustra?). Oddechy coraz krótsze od kolejnej dawki zjełczałego stresu. Moje ciało mózg sprzeda i wróci do leków.
„Mamy w sobie całe generacje smutku” napisałem kiedyś i będę pisał do skutku, wykładał się na rymach, podobał nikomu, będę gubił wersy jak spięcia mikrofonu.
Moje ciało nie chciało stać się tym czym bywa, jest wewnątrz środowiska, które je dobija w imię nadprodukcji pięknych symulakrów
(moje ciało by chciało pójść też do teatru, ale mózg w ciele nie może się do tego zmusić). Niewiele lat potrzeba, żeby w sobie zdusić doskonałość formy i potrzebę sensu.
Moje ciało istnieje na końcówkach wersów.
—
Chcesz komuś polecić “Notatnik utopijny”? Śmiało: