Dużo myślę ostatnio o swoim zapale do zmieniania rzeczy. Mógłbym to robić cały dzień, mógłbym być etatowym rewolucjonistą, mógłbym tworzyć dla ludzi marzenia.
Och, najgorsi są ludzie, którzy przechwalają się tym, czego by to oni nie zrobili, gdyby tylko to czy tamto. Każdemu się tu powinno zapalić czerwone światło! Jednak moje mógłbym nie wyraża rzeczy, które zrobiłbym, ale ich nie robię.
Moje mógłbym wyraża rzeczy, które w życiu robiłem, moją ulubioną rolę społeczną: budować mały nowy porządek - na samą myśl o tym reagują moje zęby jakimś dziwnym uśmiechem, bo mógłbym gryźć trawę przed sobą, byle tylko to robić, byle tylko trochę pola pazurskami przed sobą zaorać.
Tyle z pozoru niemożliwych rzeczy zacząłem w życiu: każda z nich była drobna, niewielka, ale te krople drążyły skały, a w efekcie ubocznym także robiły mi nazwisko na tyle, żebym stał się użytecznym społecznie człowiekiem.
I tu druga strona: bo moje mógłbym to także upór. Dajcie mi tylko niemożliwą sprawę, taką która wszystkim się znudziła, w którą nikt nie wierzy, a ja ją sobie będę nosił i składał kawałek po kawałeczku: tu przyczepię znalezioną śrubkę, tam dokręcę jakąś sprężynkę, tutaj dam kupiony po kryjomu tłoczek: jestem dumny z bycia żółwiem, z robienia rzeczy żółwim tempem.
Tyle razy w życiu słyszałem, że to nic nowego, gdy trafiałem na coś niezwykle ciekawego, tyle razy słyszałem cudze wymówki i usprawiedliwienia, że gra świeczki nie warta, że nauczyłem się pracować w ciszy.
Och, przecież nie będę rewolucjonistą! Świata nie trzeba rewolucjonizować, a nasze wspólne życie da się zmieniać po trochu. Prędzej czy później ludzie dochodzą do wniosków, do których mi się śpieszyło: czasem dostaję odznakę pioniera, czasem wychodzę na idiotę i jestem z tym zupełnie ok.
Chyba jedyny rodzaj zawodu, jaki czuję, to to, że za każdym razem, kiedy spotkam grupkę ludzi to nie potrafię zostać na dłużej. Gdzieś tam są nowe rzeczy, a jeśli do czegoś się nie nadaję, to do osiedlenia się w jednym miejscu.
Poznałem dzięki temu mnóstwo cudownych ludzi, zawiodłem się przez to wiele razy i na ten moment w życiu czuję wiele spełnienia i mam też mnóstwo wspomnień.
To, co mnie najbardziej fascynuje, w czym jestem najlepszy, tworzy dużo napięcia, a ja nie chcę nikogo ciągnąć za swoimi marzeniami. Pamiętam, że jako dzieciak nocą, w wynajętym przez rodziców w wiosce domu stawałem naprzeciwko blaszaka i gapiłem się w cukrowe kryształki gwiazd nade mną.
Myślę, że to ta tęsknota za podróżą powoduje, że piszę, że uprawiam nieco nauki, że pracuję tak, a nie inaczej. To wcale nie jest przyjemne, czuć się wszędzie jakby się było przejazdem, spędzać tyle czasu z własnymi myślami i pół życia nie być głową w pokoju, w którym się jest.
Wiem jednak, że jestem w tym sobą. Mam swoje miejsca, ale na codzień moja głowa to włóczący się między wioskami kundel. I mam w tym obrazie ulokowaną sporą część swojej dumy. Czasem chciałbym spotkać inne kundle, ale są powody dla których kundle nie łączą się w stada.